Forum www.esyifloresy.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Nowa Wojna

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.esyifloresy.fora.pl Strona Główna -> Opowiadanie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Peegy
Metalowa Anielica



Dołączył: 12 Lip 2012
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:28, 21 Sty 2013    Temat postu: Nowa Wojna

Macie tu moje pierwsze opowiadanie. Na razie jeden rozdział, jak wam się spodoba to wstawię więcej Wink



Rozdział I

Brudna robota



Kolejna misja. Kolejna brudna robota do odwalenia dana koniecznie jej. Nie rozumiała czemu zawsze jej dostają się takie zadania. Miała już 16 lat, mogła zająć się czymś poważniejszym. Dużo poważniejszym. Ale nie. Koniecznie chcieli ją zdegradować. Bali się jej. Bali się, że porwie za sobą ludzi i to ją wybiorą na władczynie klanu Świtu. Była sprytną, rudą lisicą. Potrafiła przekonywać ludzi do swoich racji. Wszyscy wpadali w jej urok. Oprócz tych, którzy się je bali. Bali, że stracą to na co pracowali przez dziesiątki lat. Że stracą władzę. Marie została wchłonięta w wieku 15 lat. Już wtedy wykazywała się dużą zręcznością w posługiwaniu się białą bronią. Władała także dużą pewnością siebie i wiedza na wiele tematów, szczególnie tych dotyczących walki i nauki. Obie te rzeczy kochała tak samo. Kochała wypatrywać się w nocne niebo i czytać astronomiczne książki. Tak samo uwielbiała studiować dawne mapy bitew. Znała taktyki wszystkich największych władców. Wymyślała najlepsze plany ataków i obron na zajęciach taktycznych. A jednak. Ciągle wysyłano ja do nieokiełznanych młodzików innych klanów. A czemu? Bo Robert trząsł portkami na myśl o tym, że mógłby stracić swoją cieplutka posadę, a dobrze wiedział, że właśnie ona, właśnie Marie jest jego największym wrogiem. Została wchłonięta jako jedna z najmłodszych. On miał aż 23 lata kiedy go wchłonięto. Jakie tu porównanie? Szczerze mówiąc Marie życzyła mu śmierci. Ale to mało prawdopodobne. On nigdy nie wychylał nosa poza bramy Świetlnego Zamku. Nie chodził na misje. Nie teraz. Był w klanie już 60 lat. Sławę zdobył w pierwszych dziesięciu latach zdobywając władzę dla Klanu Światła. Wtedy to wybrano go na pięćdziesięcioletnią kadencję. Niedługo jego czas będzie mijał. Jednak Marie nie zależało na władzy. Zależało jej jedynie na równowadze i stabilizacji. Wiedziała, że jest jedną z najlepszych wojowniczek całego klanu i jej siła i mądrość należało wykorzystać w walce z klanami podziemia. Przysięgła sobie, że jak tylko wróci z tej misji wygarnie Robertowi co sądzi o nim i jego „radzie”, która nic nie robiła oprócz przytakiwaniu swojemu Mistrzowi.
Marie zerknęła na niebo. Była pierwsza w nocy. Idealna pora dla nich. Dziewczyna biegła razem ze swoją grupą między ciemnymi uliczkami miasta. Księżyc co chwila giną za gromadą gęstych chmur. Gdzieniegdzie było tylko słychać szczekanie jakiś bezdomnych psów. Marienna złapała rękojeść Błysku. Pomimo panującego chłodu ona była ciepła, jak zawsze. Cały miecz był wykonany z jednego stopu metalu. Wyjątkowego metalu. Było tylko kilkanaście takich mieczy na całym świecie. Ona odziedziczyła swój po ojcu. Nie był jej prawdziwym ojcem. Została znaleziona przez niego na ulicy. Był dobrym człowiekiem. Sam nie miał dzieci a jego żona zmarła kilka lat wcześniej. Obdarzył ją wielką miłością, ona także miłowała go jak własnego ojca, ale cały czas czuła, że to nie jest jej rodzina. Myślała, że może jak zostanie wchłonięta do klanu to coś się zmieni w jej życiu, ale myliła się. Nadal czuła się odrobinę obco. Ludzie ją lubili jednak czuła że nie traktują jej jak prawowitej członkini klanu. Klan Światła był jednym z niewielu, które dalej trzymały się twardo zasady rodu. Tylko członek głównych rodów może zostać wchłonięty. Jej ojciec był wpływowym człowiekiem, a więc zgodzono się by przyłączono ją do klanu.
Teraz ona już wyczuwała członków Klanu Wilka. Byli niedaleko. Ów klan nie był groźny. To nawet trudno nazwać klanem. Byli to raczej porozrzucani po świecie ludzie, którzy mogą Ugryźć przez co werbują nowych członków. Często dzieje się to przypadkiem a czasami przez ich instynkt. Kiedy ktoś zostaje ugryziony, część jego świadomości przemienia się w instynkt. Niektórzy młodzi jednak nie umieją nad nim zapanować i zachowują się odrobinkę nieodpowiedzialnie. Wtedy do gry wkraczają inne klany, zależy na czyim terenie grasują. Ci pojawili się na terenie klanu Marie. I to właśnie ja wysłano by się z nimi uporać. Jak zwykle.
Dotarli do celu. Słyszeli już krzyki i łomoty. Marie stwierdziła, że są to wyjątkowo zniechęcający do siebie ludzie. Przebiegli jeszcze dwie uliczki u ujrzeli piątkę nastolatków. Dwójka z nich walczyła ze sobą. Trójka stała w kręgu wokół czegoś. Wszyscy mieli poobdzierane ubrania i szaleńcze spojrzenia. Marienna wywróciła oczami i wyjęła Błysk z pochwy.
- Na mocy prawa nadanego mi przez Mistrza Klanu Światła żądam abyście natychmiast zaprzestali postępować w sposób, który może wyjawić istnienie naszych klanów zwykłym śmiertelnikom – powiedziała podniosłym tonem trzymając miecz obok siebie. Gromada nierozgarniętych nastolatków chyba nawet jej ni usłyszała a nawet jeśli to nie stwierdzili by była ona jakaś ważną osobą, którą trzeba się przejmować – Dlaczego to nigdy nie działa tak jak powinno... - mruknęła i pokręciła głową. Uniosła Błysk, pozostali członkowie jej grupy zrobili to samo i uderzyli. Oczywiście nie atakowali ostrzami ale jedynie płaską stroną miecza. Nie chcieli ich zabijać jedynie ogłuszyć i zabrać do swojej siedziby.
Każdy zaatakował jednego Wilka. Adrianna wzięła się za jednego z osobników, którzy „coś” otaczali. Podbiegła do niego z uniesionym oburęcznym mieczem. Ów młody chłopak, na którego przypuściła natarcie obrócił się. Miał może 14 lat ale i tak przemiana zrobiła już swoje. Był dużo wyższy niż normalny chłopak w tym wieku i dużo potężniejszy. Kiedy już miała zaatakować uderzył ją prosto w brzuch. Poczuła ból, ale tylko się skrzywiła. Siła ludzi z Klanu Wilka była mocna jednak ludzie Światła byli bardzo wytrzymali. Uderzyła go prosto w żebra. Usłyszała trzask łamanych kości. Chłopak zawył z bólu i spróbował uderzyć ją w głowę jednak w ostatniej chwili odskoczyła i uderzyła go w tył głowy mieczem. Chłopak padł na kolana i stracił przytomność. Tak, to nie była długa walka. Jak każda z młodymi „klanowiczami”.
Rozejrzała się dookoła. Reszta jej grupy też sobie poradziła. Wszystkie młode wilki leżały powalone na ziemi.
- Dobra dzieciaki, zbieramy się stąd – powiedziała, lecz po chwili usłyszała cichy jęk za sobą.
Obejrzała się i ujrzała leżącą za sobą dziewczynę. Miała długie blond włosy. Była mniej więcej w jej wieku. To znaczy, w wieku na, który Marie wygląda. Była od niej wyższa i chudsza. Marie podeszła do niej. Spostrzegła wiele ugryzień na szyi, twarzy i reszcie ciała.
- Jest ugryziona. Weźcie ją też. - powiedziała i złapała chłopaka, którego powaliła.
W drodze do ich siedziby myślała co powie Robertowi. I tak to nic nie da. Ale musi wyrzucić z siebie tą złość. Musi się jej pozbyć. A najlepszym na to obiektem był właśnie Robert. Mogła powiedzieć mu wszystko. Potraktować go najgorszymi słowami, a on i tak by jej nic nie zrobił. Jakby ją zaatakował to przegra. Ma tą świadomość. Jest dużo słabszy od niej. A jeśli będzie chciał ją wygnać to sprzeciwi sobie osiemdziesiąt procent klanu i tym samym zostanie obalony. Tak, nie może jej nic zrobić. Nawet tknąć. Ona nie podda się tak łatwo. Ma dość bezczynności jej klanu. Trzeba działać, a nie zajmować się jakimiś młodymi wilkami, które jedyne co mogą zrobić to lekko zranić ludzi, albo co lepsze siebie. Powinni działać. Wszystkie klany, z całego świata czuły, że niedługo stanie się to czemu zaradzali ich przodkowie. Już niedługo stare siły się podniosą. A oni co robią? Nic. Wyprawiają bale by ucieszyć Roberta. Choć bale to nie jest zbyt poprawne słowo. Może na początku są klasyczne tańce i uczta ale to co dzieje się potem to przewyższa wyobrażenia. Nienawidziła tych spotkań. Władza próbuje zrobić z nich wykwintne bale jak za dawnych lat, a i tak wszystko się kończy tym, że ludzie, którzy siebie nawet do końca nie znają udają się do komnat by spędzić upojne noce i już więcej się nie spotkać. Tak, tu chodziło jedynie o przyjemności fizyczne.
Musiała coś zrobić. Miała trzy opcje. Przemówić do rozumu Roberta albo jego rady. Druga opcja to pociągnięcie za sobą większości klanu do jej racji i zmuszenie władzy do odpowiedniego postępowania. Ostatnia możliwość to obalenie władzy i przejęcie jej. Za wszelka cenę chciała uniknąć ostatniej. Nie miała ochoty na władze. Nie, nie chciała jej. Jest ona dla innego typu ludzi. Ona chce spokojnie żyć własnym życiem, jednak nie może patrzeć jak jej klan, jeden z najmocniejszych i najznakomitszych na świecie, staje się pośmiewiskiem. Nie podda się. Wygra tą bitwę, choć może ona doprowadzić do wielkiej wojny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
N.
Killer dla uszów



Dołączył: 19 Sty 2013
Posty: 306
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piekło
Płeć: Artystka

PostWysłany: Nie 18:03, 27 Sty 2013    Temat postu:

Ojej, ojejku! Peg, ileż powtórzeń! Musisz koniecznie nad tym popracować. No i zdania pojedyncze, jest ich zdecydowanie za dużo. Wiem, że chodzi tu o podkreślenie ich ważności, ale takie zatrzęsienie psuje efekt. Błędy interpunkcyjne, to też plaga, miałaś też kilka drobnych pomyłek, tj. brak polskiego znaku. I błędy gramatyczne, choć tych jest stosunkowo mało. C:
Pokażę Ci to na prostym przykładzie:
"Siła ludzi z Klanu Wilka była mocna jednak ludzie Światła byli bardzo wytrzymali."
Według mnie, określenie siły jako "mocna", jest dosyć nietrafne. I powtórzenie "była" i "byli" w jednym zdaniu. c: To samo zdanie po mojej "przeróbce" wyglądałoby tak:
"Siła ludzi z Klanu Wilka była wielka, jednak ludzie Światła cechowali się dużą wytrzymałością."
I co, trochę lepiej, czy nie? Razz
Podsumowując, chciałabym dać Ci kilka rad:
- kiedy piszesz, staraj się używać synonimów, szukaj wyrazów bliskoznacznych od tego, którego chcesz użyć, szczególnie jeśli niedawno go użyłaś;
- koniecznie spróbuj budować dłuższe zdania, bardziej rozbudowane. Wtedy będzie to dużo lepiej wyglądało;
- popracuj nad interpunkcją, szczególnie przecinkami;
- pisz uważniej, bo masz drobne błędy z brakiem jakiejś litery lub ich nadmiarem;
- skup się bardziej na opisach sytuacji i miejsc, bo za bardzo uwzięłaś się na uczucia bohaterki. Razz
No i, miło by było, gdybyś objaśniła czytelnikom o co chodzi z Klanami, "wchłanianiem" itp. Jako czytelniczka czuję się nieco zagubiona. xD
Mam nadzieję, że moja opinia Cię nie przeraziła. Lubię wszystko dokładnie wyjaśnić i nie miałam, broń Boże, zamiaru jakkolwiek Cię urazić. Opinie "Fajne, pisz dalej. Były błędy, popracuj nad stylem." są dla mnie co najmniej bezsensowne, bo nic nie dają pisarzowi. C: Mam nadzieję, że nie zrozumiałaś mnie źle, intencje mam czyste. Very Happy Pisz dalej, bo pomysł fajny. ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Avress
Wędrujący Duch



Dołączył: 03 Wrz 2012
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Północny wschód
Płeć: Artystka

PostWysłany: Nie 19:48, 27 Sty 2013    Temat postu:

Rzeczywiście, N. ma sporo racji. Delikatnie mówiąc, niemało błędów interpunkcyjnych. Zdarzały się literówki i błędy, hmm, to są frazeologiczne? W każdym razie np.:"Wszyscy wpadali w jej urok." Raczej wszyscy byli pod wpływem jej uroku czy coś w tym rodzaju. Bo tak to wychodzi, że naprawdę rzuciła jakiś urok, czar, a oni wpadali w niego jak w pułapkę (choć to też nie do końca poprawnie, zdaje mi się).
Zdania są w większości pojedyncze, a w dodatku bardzo krótkie. Wprawdzie dodaje to dynamiki i zwraca uwagę na bohaterce, jednak trochę za dużo tego.

Ale teraz do milszych rzeczy. Zaintrygowałaś mnie. Smile Jak dla mnie dobrze, że od razu wprowadziłaś akcję, ale dobrze by było, gdybyś w kolejnych rozdziałach więcej wyjaśniła. Zainteresowała mnie relacja Robert-Marie.
Pisz, pisz i wstawiaj. (A, tylko najpierw sprawdź). Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Peegy
Metalowa Anielica



Dołączył: 12 Lip 2012
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:14, 30 Sty 2013    Temat postu:

No dobra, nikt się na razie nie wypowiada to może wstawię drugi rozdział...


ROZDZIAŁ II

Rozmowa

Marie szła szybkim krokiem przez korytarz Głównej Siedziby Klanu Światła. Wschodził już świt i przez małe okienka w grubych murach zamku, wpadała słoneczna poświata i blask poranka padał na karminowy dywan. Ciągnął się on po każdym korytarzu tego zamku, który swoją wielkością mógłby zaskoczyć nie jednego człowieka, gdyby tylko ten mógł go ujrzeć. Każda siedziba była ukrywana przed ludzkimi spojrzeniami, przez potężne czary, tak dawno już zapomniane, lecz nadal działające. Owe czary, umieli rzucić jednak tylko czarodzieje z Klanu Magii. Ów klan, został doszczętnie zniszczony w Dawnej Wojnie. Plotki mówią, że po ziemi chodzą jeszcze potomkowie tego klanu, jednak problem polega na tym, że tam dar przekazywany był wraz z genami, nie poprzez wchłonięcie, przypadek, czy przekazanie DNA. To był jedyny taki klan, więc jeśli wymordowano wszystkich jego członków to znaczy, że już żaden się nie pojawi. Ale plotki to plotki. Mają prawo do życia w jakiej chcą postaci.
Rudowłosa doszła do wielkich drewnianych drzwi, ozdabianych złoceniami po brzegach i wygrawerowanymi najważniejszymi scenami z historii zakonu. Była tam scena jak krąg ludzi stoi na kamiennej posadzce, wokół wyrzeźbionej gwiazdy, która znajduje się aktualnie w samym środku zamku w Wielkiej Komnacie. Cały zamek był rozbudowywany od dokładniej tej rzeźby w podłodze. Miała ona przypominać, że ów klan ma nieść światło. Nie znaczy to, że także pokój. Ma zwalczać mrok i ciemność szerzące się po świecie. Ma z nimi walczyć, nawet jakby miało to wywołać kolejną wojnę. Każdy klan zostało do czegoś stworzony. Tak, by na świecie panowała równowaga. Każdy zajmował się czym innym. Ale by istniała równowaga, nie może istnieć tylko światło i dobro więc zawiązały się te mroczne klany. Te, co się nie ukrywają. Co pragną owładnąć ich planetę mrokiem. Od lat się nawzajem zwalczają i tak już ten świat funkcjonuje. Tak jak powinien. Ktoś musi mu przypomnieć, że tym co robi zaburza naturalny porządek świata. I ona postara się to zrobić.
Otworzyła drzwi do Królewskiej Sali. Była ona wielka. Prawie taka jak Wielka Komnata. Wszędzie było widać złote i drewniane zdobienia. Każdy mebel był wykonany z najwyższą perfekcją. Ich autor używał tylko i wyłącznie brzóz i lip z naciskiem na te pierwsze. Brzoza była drzewem Klanu Światła. Główny dziedziniec był brzozowym lasem, gdzie znajdowały się wszystkie najważniejsze dla klanu pamiątki i artefakty, w których ponoć niegdyś płynęła wielka moc, jednak teraz świat zapomniał o czymś takim jak magia czy choćby moc. Jeśli wiara w to odeszła w zapomnienie, to nawet jeśli to rzeczywiście istniało, a Marie tak uważa, to już i tak zniknęło z tego świata. Żeby coś istniało, ktoś musi wierzyć, że to istnieje. Jeśli wszyscy przestaną w to wierzyć, to to zniknie. Jednak jeśli człowiek w coś mocno uwierzy, to zacznie to istnieć, choćby dla tej jednej osoby, ale będzie prawdziwe. 
Robert siedział przy biurku, na którym trzymał nogi. Jego głowa leżała na nogach Alessandry, kobiety będącej „oficjalnie” jego kobietą. Jej jedyną dobrą stroną był wygląd, choć podobno ma talent do oczarowywania ludzi i wydobywania z nich informacji. Pewno oczarowała kogoś, by ją wchłonięto do klanu. Choć Marie nie mogła odmówić jej sprytu i przebiegłości. Zawsze umiała znaleźć sobie miejsce u jakiejś ważnej osoby i to bez użycia swojej umiejętności oczarowywania, chyba, że podchodzi pod to umiejętność kręcenia tylną stroną ciała i wielki biust. 
- O, już wróciłaś z misji... I... Jak? Udała się? - zapytał Robert szybko podnosząc się z nóg swojej kobiety, widać, że lekko zmieszany i przestraszony.
- Nie było trudno o powodzenie, jeśli znowu wysłałeś mnie i mój oddział na walkę z nowicjuszami – powiedziała zdenerwowanym tonem rudowłosa.
- Ale czemu się tak denerwujesz? Nie mam innych zadań dla Ciebie... - powiedział jeszcze bardziej zmieszany.
- I ty myślisz, że ja uwierzę w te kłamstwa? Chyba sobie w tej chwili żartujesz – powiedziała podnosząc głos – Myślisz, że nie widzę co się dzieje? Po świecie już od dawna chodzą słuchy, że Klan Cienia na nowo szuka członków! Klan Nocy i Klan Burzy też wracają na arenę. A ty, siedzisz bezczynnie albo się objadając na ucztach, albo uprawiając seks z tą swoją dziwką! - krzyknęła już nie mogąc się powstrzymać.
- Nie posuwaj się za daleko! To ja tu sprawuję władze, nie Ty i nie masz najmniejszego prawa obrażać Alessandry! - poderwał się na nogi i podszedł do niej.
- A ty nie masz prawa niszczyć praw na jakich istnieje ten świat!
- Co niby masz na myśli? - powiedział z nutką zdziwienia.
- To, że nasz klan i wiele innych powstało, by walczyć z mrokiem, tak jak klany po stronie zła istnieją by walczyć z nami. Dzięki temu, istnieje nasz świat i wygląda jak wygląda. Przez to nie pogrążył się w ciemności i nienawiści, a także w zbyt wielkim dobrobycie, który mógłby przemienić się w rozpustę. Mamy stanąć do walki jak mroczne siły się zbierają, a nie sprawiać sobie nawzajem przyjemności, a Ty tylko to umiesz robić. Rada powinna już dawno Cię wykopać z tego stanowiska, gdyby nie była tak samo zajęta nocami w swoich komnatach – powiedziała z nienawiścią wyczuwalną na pięć metrów. Czarnowłosy młodzieniec podszedł jeszcze bliżej tak, że jego twarz znajdowała się prosto przy jej. 
- Pozwalasz sobie na za dużo, młoda damo. Radzę Ci uważać, bo jeszcze kiedyś pożałujesz wszystkich swoich słów – powiedział grożąc jej palcem.
Dziewczyna zaśmiała się mu prosto w twarz czując, że już wygrała to starcie.
- Mam się Ciebie bać? Nie rozśmieszaj mnie. Oboje wiemy, że jestem lepsza i jeśli spróbujesz mnie wyrzucić to większość klanu poprze właśnie mnie, a ty zostaniesz obalony – powiedziała tonem wyższości – Albo zaczniesz coś robić, albo poczujesz konsekwencje swoich czynów na własnej skórze, kiedy klany mroku tu dotrą i uwierz mi, sama im pomogę Cię zniszczyć.
Robert odsunął się od niej i znowu usiadł przy swoim biurku.
- Chcesz inne zadanie niż walka z młodziakami? Dobrze. Pamiętasz dziewczynę , którą złapałaś w czasie misji? Pomimo ugryzień nie przemieniła się, a co lepsze nie ma już ani jednej rany, choć minęło tylko kilka godzin. Twoja nowa misja, to opieka nad nią i wybadanie kim tak naprawdę jest – powiedział z szyderczym uśmiechem, wyraźnie zadowolony z siebie.
Marie zmierzyła go wzrokiem, odwróciła się na pięcie i wyszła trzaskając drzwiami. Dalsza dyskusja nie miała już sensu. Jakakolwiek dyskusja nie miała już sensu. Musi wszystko zorganizować na własną rękę i ma gdzieś, co myśli o tym Robert.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Avress
Wędrujący Duch



Dołączył: 03 Wrz 2012
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Północny wschód
Płeć: Artystka

PostWysłany: Sob 17:09, 03 Sie 2013    Temat postu:

Jest lepiej. Smile Mniej literówek i błędów, jednak przecinków teraz nawrzucałaś nawet tam, gdzie nie trzeba. Razz
Szczególnie podobał mi się fragment o wierze i istnieniu, przypomniała mi się "Samotność bogów" Terakowskiej.

Robert budzi we mnie mieszane odczucia. Wychodzi na to, że ma ok. 83 lata i zabawia się z kobietami, peszy się wobec szesnastolatki, rządzi, ale obawia się jej. I jeszcze nie posiwiał. Wink (Hmm, choć jak to napisałam, to może nawet tak być...)
Spoko opis, akcja też. W dialogach postaraj się nie powtarzać tych samych myśli (to o równowadze wszechświata).

Jakbyś to rozwinęła, to spokojnie nadaje się to na książkę. Wink Czekam na rozwinięcie z dziewczyną.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Peegy
Metalowa Anielica



Dołączył: 12 Lip 2012
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:51, 03 Sie 2013    Temat postu:

Av, w momencie kiedy przyłączają się do klanu to się nie starzeją. Wink A wiek często nie ma tam znaczenia.

Masz trzeci bo chyba tylko ty to czytasz. xd :

ROZDZIAŁ III


Plan


Marie po rozmowie z Robertem, udała się by powiadomić swoją grupę o tym co zaszło. Kierowała ona Odziałem B12. Litera w nazwie oznacza wagę zadań, które może przyjmować dany odział. Litera „B” mówi o tym, że grupa może przyjmować zadania od tych najłatwiejszych do zadań wagi ciężkiej. Są jeszcze grupy „A”. Im są przyznawane zadania najważniejsze. Były jeszcze oddziały zerowe, ale to już inna bajka. Numer grupy, świadczył o jej doświadczeniu i umiejętnościach. Najbardziej doświadczone dostawały numery od 10 wzwyż. Na razie, tylko trzy grupy typu B osiągnęły ten poziom. To nie wiele. W czasie poprzedniej wojny grupy sięgały numeru nawet siedemdziesiąt. Ale to dawne lata, kiedy jeszcze władzom zależało, by wszystko było tak jak ma być.
Rudowłosa szła szybkim tempem. Po wyjściu od Roberta, szła Szkarłatnym Korytarzem. Nazwa pochodzi od jego wyglądu. Po podłodze ciągnął się szkarłatny dywan, na ścianach wisiały obrazy dawnych władców klanu ubranych w szkarłat i złoto. Pozostałą część ścian, pokrywała szkarłatna zasłona. Pomimo że okna w zamku były małe, to dzięki ich ilości na korytarzu dawały one dużo światła. Następnie, skręciła w Kryształową Aleję. Tam za to, znajdowały się wszystkie najpiękniejsze zdobycze jej klanu. Po przejściu połowy tego korytarza, doszła to półokrągłych drewnianych drzwi, w żelaznych okuciach. Były otwarte. Widok rozpościerał się na Dziedziniec Ciszy. Nie ważne, jaka była pora dnia, tam zawsze panowała grobowa cisza, a jedyne co mogło być słyszalne, to cichy szelest liści na wietrze i pluskanie wody w małym oczku wodnym. Jedni mówią, że to miejsce jest tak specyficzne przez umiejscowienie i otoczenie, a inni powiadają, że to kolejne dawne czary. Każdy wierzy, w co chce. Przeszła szybkim krokiem dziedziniec i znalazła się w sali przypominającej hall. Było to długie, prostokątne pomieszczenie. Nie było tam żadnych okien, tylko na ścianach wisiało mnóstwo pochodni. Oświetlały one mnóstwo drzwi. Marie znajdowała się teraz w Sali Zagubionych. Hall ten został tak nazwany, jak jeszcze na początku istnienia klanu, w czasie jednej z uczt zgubiło się w tej sali dwudziestu gości. Dwóch z nich, nigdy już nie odnaleziono. Legenda mówi, że nadal szukają wyjścia z owej sali, dlatego niekiedy nocami słychać trzaskanie drzwi, dobiegające z tego miejsca. Dziewczyna, jednak nigdy nie wierzyła w te zabobony. Weszła w jedne drzwi, skręciła jeszcze dwa razy w lewo i znalazła się przy wejściu do wierzy. Ta wieża była przeznaczona tylko i wyłącznie do dyspozycji jej grupy. Składała się ona z niej i sześciu innych członków. Została stworzona, jak tylko skończyli szkolenie. Zważywszy na fakt, iż właśnie Marie była najbardziej uzdolnioną kadetką, to ona została przywódczynią grupy i już przy pierwszej misji udowodniła, że jest warta tego stanowiska.
Stanęła na ostatnim stopniu wieży i otworzyła drzwi. Jej oczom ukazało się okrągłe pomieszczenie z kilkoma małymi oknami wokół. Podłogę pokrywał szkarłatny dywan, a ściany obrazy dawnych właścicieli tej wierzy, czy jakiś innych ważnych i sławnych postaci wśród klanów. Był Samuel Marrlońsky, Afrodiusz, Estoniusz Stary, Michael Smooth i wielu innych.
Przy północnej ścianie zbudowano duży kominek, tak, by ogrzewał całe to pomieszczenie bez większych problemów. Pośrodku stała okrągła ława, a przy niej siedem foteli zwróconych w stronę kominka. Wszystkie były zajęte, oprócz jednego.
Marie podeszła do wolnego miejsca i usiadła. Spojrzenia Walkera, Samanthy, Samuela, Sophii, Blaise i Alex padły na nią. Nic nie powiedziała, tylko pokręciła głową. Walker zagwizdal.
- No tak, czego innego się spodziewać po starym, dobrym, poczciwym Robercie – powiedział, bez tonu przejęcia. On nigdy się nie przejmował. To była chyba jego największa wada, jak i zarazem zaleta.
- Choćby tego, żeby w końcu przejrzał na oczy! – powiedziała, wyraźnie wzburzona Sophia. Tak, ta za to się zawsze wszystkim przejmowała.
- Soph, Walker ma rację. Przecież wiedzieliśmy, że tak będzie. Marie, by go w życiu nie przekonała – odezwał się Sam, uspakajając swoja siostrę.
- Mamy niewielkie szanse, by coś zdziałać w tak małej ilości. Potrzebujemy kontaktów. Najlepiej współpracowników z wyższych sfer klanu. Jakbyśmy ich znaleźli kilku, to wtedy moglibyśmy mieć choć pewną nadzieję... - zaczęła swój wywód Samantha, jak zwykle musiała wszystko podsumować w całość, obliczyć prawdopodobieństwo, wymienić wszystkie możliwości...
- Oh, Samantho, daruj sobie te twoje podliczenia – powiedziała zirytowana Alex, wstając i zaczynając chodzić po pomieszczaniu. – W jednym się zgadzam. Trzeba działać. Ale szybko i po cichu. Do czasu. Jeśli znajdziemy odpowiednia ilość popleczników, może uda nam się obalić Roberta. Tak, to najlepsze wyjście. Z nim u władzy, nic nie zdziałamy z może nawet będzie próbował nas powstrzymać...
Marie uniosła rękę. Musiała poukładać myśli, jednak brakowało jej jednej wypowiedzi. Spojrzała na czarnoskórego chłopaka.
- Blaise, jakie jest Twoje zdanie?
- Powiem tak. Każdy z Was ma rację co do innego. Trzeba działać na własną rękę. Zgadzam się z Samanthą. Musimy znaleźć pomocników z wyższych szczebli władzy, ale tak jak mówi Alex, musimy robić to po cichu do czasu, aż uzbieramy odpowiednią ilość ludzi, jednak nie powinniśmy obalać Roberta. Mogłyby wtedy ozwać się głosy, że zależy nam tylko na władzy, a nie na dobru klanu. Od siebie mogę dodać tylko to, że powinniśmy szukać sprzymierzeńców, także wśród innych klanów, ale to już jak będziemy mieli część tutaj. To całe moje zdanie.
Tak, Blaise miał najwięcej racji. Jak zwykle. Lubiła resztę drużyny i całkowicie im ufała i słuchała tego co mają do powiedzenia, jednak zawsze najbardziej liczyła się ze zdaniem Blaise'a. Był on jej prawą ręką i jeszcze nigdy się na nim nie zawiodła. Teraz też, jego zdanie było identyczne jak jej. 
- Dobrze, zrobimy tak... - zaczęła mówić – Walker, biorąc pod uwagę fakt, że uchodzisz za człowieka z niewielką ilością manier i wyczucia powęsz proszę, kto ma jakie zdanie w klanie o postępowaniach Roberta. W miarę delikatnie, jakbyś mógł. Możesz zacząć od zaraz. O ile się nie mylę, Panna Smith wyprawia jakąś ucztę na własny koszt, udaj się tam. 
- Już się robi. – powiedział już będąc przy drzwiach pokoju.
- Samantho, jakbyś mogła poszperać w starych księgach na temat zapisków związanych z Dawną Wojną. Kto stał po naszej stronie i tym podobne rzeczy. Zresztą, sama wiesz dobrze co masz robić.
Dziewczyny już nie było w pokoju.
- Sophie, Sam – zwróciła się do bliźniaków – Odwiedzicie naszych starych znajomych i sprawdzicie, czy nadal są w stanie opowiedzieć się po naszej stronie, dobrze?
- Tak jest – odpowiedzieli chóralnie i prawie wybiegli z pokoju.
- A my? - zapytała Alex wskazując na Blaise'a i siebie.
- Blaise... Twój ojciec jest w radzie prawda, tak? Możemy mu ufać?
- Oczywiście.
- Masz śledzić poczynania rady. Od zaraz. 
Blaise wyszedł, a Marie wstała. Podeszła do szafki ze świeżymi produktami i wyjęła mleko. Nalała sobie do szklanki i usiadła na meblu. Dziwny zwyczaj, ale zawsze je piła kiedy coś ja trapiło. Jak była mała i szło jej coś nie tak, ojciec dawał jej właśnie mleko. Teraz chyba piła je, tylko ze względu na sentyment.
Alex podeszła do niej z założonymi rękami i zaczęła się jej przypatrywać.
- Dobra, co jeszcze powiedział Robert? Przydzielił nam jakieś kolejne brudne zdanie czy jak? - zapytała.
- Gorzej. Całkowicie odsunął nas od jakiejkolwiek roboty! Kazał mi się zajmować tą małolatą,co ją ostatnio znaleźliśmy.
- Jak to? Ona nadal żyje?
- A czemu miałaby nie żyć? - zapytała ze zmarszczonymi brawiami Marienna.
- To ja ją niosłam z powrotem. Miała rozszarpaną tętnicę. Prawie umarła mi na rękach. Ale jeśli żyje, to nie powinien jej po prostu wyszkolić i odesłać?
- No właśnie w tym problem, że ona nie ma już żadnych ran, a pomimo pogryzień nie przeszła przemiany.
- Czekaj, czekaj... Próbujesz mi wmówić, że ta dziewczyna nie dość, że pomimo faktu, iż straciła prawie całą krew po kilku godzinach nie ma już żadnych ran, to jeszcze na dodatek nie przeszła przemiany, choć te młodziki zaserwowały jej ze trzydzieści ugryzień?
- Ja tylko powtarzam, co powiedział mi Robert. Ale powiem Ci tylko, że nie ważne jak dziwna jest ta sytuacja, dostałam gorzej niż brudną robotę i czuję, że niedługo zatęsknimy za zwiadami do młodzików – powiedziała rudowłosa z goryczą.
- Marie, co ty gadasz. Nie widzisz tu uśmiechu losu? - Marienna uniosła pytająco brew, a Alex wzruszyła z niedowierzaniem ramionami – Marie, nie dość, że mamy zadanie, które nie wymaga udziału całej grupy, więc może reszta może poświęcić się szpiegowaniu, to jeszcze ta dziewczyna może pochodzić z jakiegoś nieznanego czy zapomnianego klanu i nawet o tym nie wiedzieć. Słuchaj, masz się nią zajmować jak najdłużej, ale nic nie donosić Robertowi. Nie ma prawa zakończyć Twojej misji nim Ty nie uznasz tego za stosowne, więc masz nieograniczony czas. My się zajmiemy całą resztą. 
Marie spojrzała na czarnowłosą z lekkim niedowierzaniem. Czy ona myślała, że wszystko jest takie proste? Życie nigdy nie jest proste, a jej plan ma luki. Potrzebują czegoś dokładnego. Potrzebują planu idealnego, a ona podchodzi do tego zbyt lekkomyślnie. 
Alex wywróciła oczami.
- Marienno, nic jeszcze nie wiemy, nie mamy żadnych informacji. Wiem, nie jest to plan doskonały, ale na razie jedyny. Ty w czasie bycia opiekunką, będziesz miała czas, by pomyśleć nad planem dokładniejszym niż ten. Ja pomogę Blaisowi. A ty idź spać. Rano masz od razu udać się do naszej blondwłosej dziwoty, jasne?
- Może i masz rację... - powiedziała Marie, wstała i podeszła do Alex – Dziekuję. Ale leć już do Blaisa... 
Czarnowłosa uśmiechnęła się i wyszła z pokoju. Marie podeszła do okna i wyjrzała przez nie. Za oknem już jaśniało, a na horyzoncie zbierały się burzowe chmury. To zły omen. Odeszła od okna i wyszła z pokoju. Zeszła kilka stopni i stanęła przed drzwiami z napisem „Przywódca”. Otworzyła je i weszła do pokoju na pierwszy rzut oka podobnego jak ten, w którym znajdowała się wcześniej. Był okrągły i ogrzewał go duży kominek, jednak naprzeciwko niego, stało wielkie dwuosobowe łóżko ze złotym baldachimem i szkarłatną pościelą. Dziewczyna podeszła do szafki, w której znajdowały się jej ubrania. Wyciągnęła piżamę i przebrała się w nią. Dopiero, kiedy wgramoliła się do łóżka poczuła, jak bardzo jest zmęczona. Jak tylko zamknęła oczy, porwał ją sen. Nim jednak do końca zasnęła zdawało jej się, że usłyszała grzmot...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Avress
Wędrujący Duch



Dołączył: 03 Wrz 2012
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Północny wschód
Płeć: Artystka

PostWysłany: Nie 19:40, 04 Sie 2013    Temat postu:

Bardzo mi miło, że wstawiłaś kolejny rozdział dla mnie, dzięki. Smile

Ok, dam Ci już spokój z tymi błędami, ale może rozejrzyj się za jakąś korektą, hmm? Wink A, tylko popraw koniecznie 2 razy "wierzę", trochę kłuje w oczy.

Aaaaaaaaaa, jeśli się nie starzeją, to zmienia postać rzeczy... Smile Jednakowoż wcześniej o tym nie wspomniałaś. Chwila, chwila... To Marie zawsze będzie nastolatką, dla niektórych niemalże smarkulą?

Polubiłam Blaisa. Smile
JA CHCĘ ZNAJDĘ!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.esyifloresy.fora.pl Strona Główna -> Opowiadanie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin