|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
FatNigga
Wyjec Rynkowy
Dołączył: 04 Mar 2013
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: WWA Płeć: Artysta
|
Wysłany: Sob 21:40, 23 Mar 2013 Temat postu: Strażnik Kręgu |
|
|
No to wjeżdżam z pierwszym opowiadaniem na tym forum. Może się komuś spodoba, może polecą hejty, a może nikt nie przeczyta. Zobaczymy. Zapraszam do czytania.
Rozdział I
Słońce przebijało się przez splątane gałęzie drzew, tworząc na ścieżce najróżniejsze kształty. Słychać było szum liści smaganych przez wiatr i śpiew ptaków.
Dziewięciu wędrowców szło niestrudzenie leśną dróżką. Śmiali się głośno, żartowali i narzekali jednocześnie. Na plecach mieli wielkie plecaki, a w rękach torby. Widać było, że wszyscy chętnie pozbyliby się ciężarów. Mimo, że było duszno, a zmęczenie dawało im się coraz bardziej we znaki z każdym krokiem, wszyscy byli weseli, w mniejszym lub większym stopniu.
- Daleko jeszcze? – wysapała skośnooka dziewczyna o czarnych, prostych włosach do ramion.
- Nie wiem, Mai – odparł blondyn o niebieskich oczach imieniem James. – To Eric tam był, nie ja. – Spojrzał na czarnowłosego przyjaciela oczekując odpowiedzi.
- Już niedaleko – stwierdził osiemnastolatek. To ucięło wszelkie pytania. Wszyscy chcieli już dojść do celu, czyli wielkiej polany ukrytej za skalną ścianą. Miejsce było nietknięte przez człowieka i według chłopaka wspaniałe. Eric wychwalał tę kryjówkę, dlatego grupka przyjaciół postanowiła wybrać się tam na biwak.
Był środek lipca. Zaczynało się ściemniać, kiedy dotarli. Mimo zapewnieniom chłopaka, wcale nie było niedaleko.
Stali przed skalną ścianą, która dwa razy przewyższała każde z nich i zastanawiali się, jak wejdą na górę. Wokół walały się wielkie głazy, które nie zachęcały do wspinaczki. Wszyscy niepewnie patrzyli na Erica.
- Co się tak gapicie? – spytał rozbawiony chłopak. – Chyba nie myślicie, że będziemy się po tym wspinać? – Widząc niepewne spojrzenia parsknął i dał im znać, żeby za nim poszli. Ruszyli wzdłuż ściany. – Tu gdzieś powinno być wejście do środka. Polana jest otoczona tą ścianą ze wszystkich stron. – Odwrócił się do nich. – Prawie, ze wszystkich stron – poprawił się.
Szli już dobrych kilka minut i niektórzy mieli wrażenie, że zrobili już kółko, jednak Eric nagle wykrzyknął:
- To tu!
Ich oczom ukazały się wysokie krzaki. Po raz kolejny niepewne spojrzenia zwróciły się w stronę Erica. Jednak Jason Bern ruszył w stronę zarośli.
- Jedyny rozgarnięty – mruknął czarnowłosy chłopak robiący za przewodnika. – Chodźcie.
Przedarli się przez krzaki i nagle zrobiło się ciemniej. Zrozumieli, że weszli do czegoś w rodzaju jaskini. Po chwili wyszli z powrotem na słońce. Tyle, że po drugiej stronie skalnej ściany.
Blondynka o imieniu Emily westchnęła, a Jamesowi Wheelerowi opadła szczęka. Polana była większa, niż mogłoby się wydawać z zewnątrz. Można by pomyśleć, że wszystko tu żyje w idealnej harmonii, że to, co mają przed sobą to jakiś inny wymiar. Była diametralna różnica między błotnistym, szarym lasem, którym do niedawna szli, a zieloną, spokojną, kolorową polaną, na której stali. Nawet skalna ściana od tej strony wyglądała inaczej, choć niby były to te same, brudne kamienie.
Trwa nie była bardzo wysoka. Wyglądała właściwie, jakby była przycinana. Na krzakach rosły maliny oraz jagody, a na środku polany było nieduże jeziorko.
- Ogród Eden! – wrzasnął uradowany James, cisnął plecak na trawę i popędził w stronę małego zbiornika wody. W następnym momencie usłyszeli plusk.
- Fajnie tu, nie? – spytał rozpromieniony Eric i popędził za przyjacielem. Reszta poszła za ich przykładem i po chwili cała dziewiątka chlapała się chłodną wodą. Uznali, że byłoby o wiele przyjemniej, gdyby był środek dnia i świeciło słońce. Postanowili, że lepiej już wyjść z wody, aby rozstawić namioty i rozpalić ognisko zanim zapadnie zmrok.
Namioty ustawili w dwóch rzędach, zwrócone wejściami do siebie. Największy z nich był w zielono-żółto-czarnym kolorze. Należał do Jasona, wielkiego, czarnoskórego chłopaka z Jamajki. Jeden rząd stanowiły namioty chłopaków, drugi dziewczyn.
- A gdzie Natalie? – spytał David Tercy. Umięśniony, łysy chłopak rozejrzał się dookoła. – Miała już tu na nas czekać.
- Pewnie się zgubiła – uznała Grace Winde, na którą znajomi mówili „Czarna Grace” ze względu na jej styl ubierania się.
Natalie była kuzynką Jamesa Wheeler, niebieskookiego blondyna. Dziewiętnastoletnia dziewczyna umówiła się z resztą przyjaciół, że będzie już tu na nich czekać.
- Prawdopodobnie tak – powiedział chłopak. – Zadzwonię do niej.
Kiedy James odszedł na bok wybierając numer Andy, najmłodszy (piętnastoletni) członek wyprawy nagle się odezwał.
- Chyba przydałoby się rozpalić ognisko – powiedział. Wszyscy przyznali mu rację. Wieczorna szarość powoli zaczynała zmieniać się w ciemność. Zabrali się za szukanie suchych gałęzi. W tym czasie James zdążył już wrócić i oznajmić, że nie ma zasięgu.
- Dziwne – mruknął Eric. – Jak byłem tu ostatnio, to miałem trzy kreski.
Wzruszył ramionami i zabrał się za układanie stosu z zebranych gałęzi. Jason i David, jako najsilniejsi członkowie wyprawy, przynieśli kamienie do otoczenia ogniska. Wielkie głazy wylądowały jeden obok drugiego. Jeden z nich zniszczył misternie ułożony przez Erica stosik.
- Oj, przepraszam – mruknął Jason. Wielki, czarny chłopak odmaszerował pozostawiając Erica mamroczącego niecenzuralne słowa pod nosem. Po chwili jednak Jamajczyk wrócił z wielką stertą suchych liści. – Proszę.
Po chwili nowy stos był już ułożony i otoczony kręgiem kamieni. Eric wyciągnął z plecaka podpałkę i wcisnął ją między patyki. Następnie zabrał się za przeszukiwanie kieszeni.
- Gdzie te cholerne zapałki? – mamrotał do siebie.
W końcu okazało się, że zapałki miał Andy. Zapali dwie i rzucili na stosik. Po kilku minutach podsycania ognia płomienie zachłannie lizały suche gałęzie.
Mokrzy, ale szczęśliwi usiedli jak najbliżej ogniska, aby się choć trochę wysuszyć. Mrok już zapadł, więc przyjemnie było rozmawiać siedząc w bezpiecznym blasku ognia. David opowiadał straszną historię o duchu strażaka, której (poza trzęsącym się ze strachu Jamesem) nikt się nie bał. Jason nie odzywał się wcale i tylko wpatrywał się w tańczące wesoło płomienie. Andy powiedział coś na ucho Mary, która zaśmiała się cicho, a Eric grzebał patykiem w ognisku. Panowała błoga atmosfera, którą przerwały krople deszczu spadające z ciemnego nieba.
- Ognisko! – krzyknął James, kiedy deszcz zmienił się w ulewę. Płomienie trochę już przygasły. Nie mogli jednak nic zrobić. Po chwili ogień zgasł całkowicie i zapanowała ciemność. Po omacku dostali się do namiotów (nie wiedzieli nawet czy do swoich) i zaszyli się w ich środku. Kilka minut później dziewięć latarek próbowało przebić się przez mrok.
- Nie ma sensu dłużej siedzieć – stwierdził Jason. – Zwłaszcza, że pada deszcz.
- Chodźmy już spać – zgodziła się z nim Mai Toyoshima. – Kto obejmie pierwszą wartę?
Tak naprawdę tego typu czuwanie nie było potrzebne, ale stanowiło ciekawe urozmaicenie.
- Ja mogę – odezwał się Eric. – I tak nie chce mi się spać.
- No to dobranoc – krzyknął ze swojego namiotu James.
Eric wziął swój nóż myśliwski, latarkę i wyszedł z namiotu. Postanowił, że najlepszym miejscem do czuwania będzie jaskinia, którą dostali się na polanę. Będzie miał stamtąd dobry widok na całą polanę, a i nikt nie wejdzie niepostrzeżenie do środka. Oprócz tego skalne sklepienia stanowiło dobrą ochronę przed deszczem.
Usiadł na dużym kamieniu i oparł się plecami o ścianę. Zaczął wsłuchiwać się w uderzanie kropel deszczu o skałę. Spojrzał w stronę namiotów. Właśnie zgasła ostatnia latarka i prawie zupełnie stracił z oczu obozowisko. Po chwili jednak jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności.
Czas płyną mu nieznośnie wolno. Wyjął komórkę z kieszeni i sprawdził godzinę. Minęło dopiero czterdzieści minut! Był pewien, że czuwa już przynajmniej godzinę. Przetarł zmęczone oczy i właśnie wtedy dostrzegł jakiś ruch w pobliżu obozu.
Serce zabiło mu szybciej.
Ktoś zdecydowanie zmierzał w jego stronę.
- Stój! – krzyknął nie na tyle głośno, żeby nie pobudzić reszty, ale na tyle, aby osoba idąca w jego stronę usłyszała. – Kto idzie?
Poświecił latarką w stronę ciemnej, wysokiej postaci, która teraz uniosła wielkie łapy w górę.
- Spokojnie – odezwał się Jason. – To tylko ja.
Matt odłożył nóż, który do tej pory ściskał mocno w prawej ręce. Nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Spojrzał na wielkiego chłopaka.
- Co tu robisz? – spytał. – Jeszcze nie czas na zmianę warty.
- Wiem. Nie mogłem zasnąć.
Czarnoskóry olbrzym usiadł obok Erica. Przez moment panowało komfortowe milczenie, lecz po chwili na twarzy Jasona pojawiło się coś na kształt niepokoju lub niepewności. Czasem ciężko było rozpoznać emocje, które towarzyszyło cichemu młodzieńcowi.
- Coś nie tak? – spytał Eric, który zauważył tę zmianę nastroju przyjaciela.
Czarne oczy zwróciły się w jego kierunku. Jason wyglądał, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Nie wydaje ci się – powiedział powoli, starannie dobierając słowa – że tu jest zbyt… idealnie?
Eric powstrzymał się od parsknięcia śmiechem. Nie chciał obudzić reszty obozowiczów, ani tym bardziej rozgniewać Jasona.
- To chyba dobrze, nie? – powiedział.
- Niby tak – odparł wielkolud. – Ale nie mogę się pozbyć wrażenia, że coś tu nie gra.
Eric zastanowił się nad słowami przyjaciela, jednak nie podzielał jego zdania.
- Wyluzuj – poradził.
Wielkolud wzruszył ramionami i nic nie powiedział. Siedzieli w ciszy, wsłuchując się w leśne odgłosy, dopóki ich uszy nie wyłowili dziwnego, niepokojącego dźwięku.
- Co to? – szepnął Eric.
Jason przyłożył palec do ust, nakazując koledze milczenie. Wytężyli słuch.
Tupanie.
Coś przemieszczało się po polanie. Po chwili kroki ucichły.
- To był jeż – ocenił Jason, lecz niezbyt pewnie. Wcześniej, poza tupaniem, było słychać coś jeszcze. – One zazwyczaj…
- Cicho! – syknął Eric.
Teraz usłyszeli wyraźnie ten dźwięk. Na polanie zdecydowanie coś było. Coś, co wydawało dziwny dźwięk, przypominający bulgotanie.
- Jeż? – mruknął czarnowłosy chłopak wstając z kamienia. – Chodź, sprawdzimy co to takiego.
Jednak po zrobieniu kilku kroków coś go sparaliżowało. Mimo, że bulgotanie nie jest szczególnie strasznym dźwiękiem, w lesie i po zmroku działa na wyobraźnie.
- Idziesz? – spytał Jason kładąc mu rękę na ramieniu. Chyba ten gest dodał Ericowi odwagi. Ruszył, świecąc przed siebie latarką. Palce drugiej ręki zaciskał na rękojeści swojego noża myśliwskiego. Poczuł, że kropelka potu spływa mu po czole, aby następnie spaść na trawę pod jego nogami.
- Co się dzieje? – usłyszeli głos Andy’ego. Eric poświecił latarkę na swojego brata latarką, tak, że ten musiał zasłonić oczy dłonią. – Odbiło ci? Nie świeć mi po oczach!
- Cicho! – uciszyli go jednocześnie Jason i Eric. – Coś słyszeliśmy.
- Pewnie twoje trzęsące się kolana – mruknął zaspany chłopak.
Eric chciał coś odpowiedzieć, ale wtedy coś przebiegło między nimi, trącając nogę Andy’ego. Ten wrzasnął i upadł na ziemię. Teraz wszyscy słyszeli wyraźnie bulgotanie.
- Moja kostka – jęczał najmłodszy z chłopców.
Snop światła latarki Erica krążył dookoła, aż natrafił na ciemny, sapiący kształt, znajdujący się kilka metrów od nich.
- Co to jest?! – wrzasnął czarnowłosy chłopak. Podszedł jednak bliżej, aby lepiej przyjrzeć się dziwnej istocie. Była to szara kula, wielkości piłki nożnej. Z jej boków wystawały matowe kolce. Najgorsze było jednak to, że ona oddychała i miała coś na kształt świńskiego ryja, o dużej ilości ostrych jak brzytwa kłów.
Kiedy on przyglądał się ze strachem i obrzydzeniem dyszącej kuli, reszta obozowiczów powychodziła już ze swoich namiotów. Mai podbiegła do leżącego na ziemi, łkającego chłopaka, a reszta przyglądała się dziwnemu stworzeniu.
Nagle kula warknęła i wszyscy cofnęli się z krzykiem. Stwór warknął jeszcze raz i już miał zaatakować, kiedy po polanie poniósł się huk i stworzenie zmieniło się w krwawą masę.
- Fuuuu – krzyknęła Mary Everett i przytuliła się mocno do Jamesa, który wpatrywał się z nieukrywanym przerażeniem w zakrwawioną trawę.
- Co to było? – wydukał Eric. – Co to było, do cholery?! O ile wiem, nie istnieje takie zwierze! To…
- … dziwne – dokończył Jason.
- Nawet bardzo – wrzasnął Andy. – Rozwaliło mi nogę!
Eric podszedł do brata, poświecił latarką na jego kostkę i aż się skrzywił. Z rany biegnącej przez pół łydki tryskała krew.
- James, bandaż – powiedział bez zastanowienia. – Trzeba zatamować krwawienie.
Spojrzał na czarnoskórego chłopaka, przyglądającego się rannemu Andy’emu.
- Jason, zanieśmy go do namiotu.
Schylił się, ale nie zdążył nic zrobić, ponieważ Jamajczyk podniósł jego brata niczym piórko i ruszył w stronę jednego z namiotów.
W obozowisku było już jasno od światła kilku latarek. Eric przetarł twarz rękami. Jason miał rację, to miejsce było dziwne.
Księżyc wypełzł leniwie zza chmury oświetlając polanę. Blada tarcza zdawała się złowrogo zerkać na nieproszonych gości. Chłopak wzdrygnął się i odwrócił wzrok od srebrnego globu. Właśnie wtedy dostrzegł postać stojącą wysoko na skalnej półce. Wyraźny, lekko pochylony ludzki kształt.
- Spójrz – syknął do Jamesa, który stał obok. – Ktoś nas obserwuje.
Blondyn podążył za wzrokiem przyjaciela i jego twarz zrobiła się jeszcze bledsza. Razem z rozczochranymi włosami tworzyła upiorne oblicze.
- Kto to może być?
W tej samej chwili obok pojawiła się druga postać. Nagle zrobiło się chłodniej, zupełnie, jakby temperatura spadła w jednej sekundzie o dziesięć stopni.
- Patrzcie – szepnął do reszty obozowiczów James.
- Gdzie? – spytała Emily rozglądając się dookoła.
- Tam. – Palec Erica wskazał na ciemne kształty, wyraźnie odbijające się na tle nieba. – Na skalnej półce. Stoją… - przerwał, ponieważ postacie zniknęły. Po prostu. W jednej sekundzie patrzył na nie, a w następnej już ich nie było. James również zdawał się to zauważyć.
- Idą tu? – spytał.
- Może to normalni ludzie? – zasugerował Eric. – Co ja wygaduję! To na pewno normalni ludzie, w normalnym lesie, na normalnej skale!
Reszta patrzyła na nich, jakby postradali zmysły.
- Boicie się – orzekła Grace Winde, dziewczyna o czarnych, krótkich włosach przewiązanych czerwoną bandaną. – A wasza wyobraźnia działa.
- To nie żadna wyobraźnia – zaperzył się James. – Oni tam są. No… w każdym razie byli.
- Zniknęli? – spytał z powątpiewaniem David. – Dajcie spokój.
- Ta noc jest dziwna, ale to nie znaczy, że jesteśmy otoczeni przez zombie, czy coś – dodała Mai. – Po prostu natknęliśmy się na jakieś nieznane nam zwierzę.
- Wracajmy do spania – powiedziała Emily. – Kto teraz stanie na warcie?
- Ja – zaproponował Jason. – I tak nie mogę spać.
Wszyscy rozeszli się do swoich namiotów, a czarnoskóry chłopak pomaszerował w miejsce, gdzie wcześniej siedział razem z Ericem. Księżyc zaszedł z powrotem za chmury i polanę ogarnęła ciemność, kiedy zgasła ostatnia latarka. Jamajczyk musiał więc zapalić swoją. Zaczął obserwować obozowisko, więc nie mógł dostrzec ciemnej postaci wspinającej się po skalnej ścianie, a następnie znikającej w mroku nocy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Kuba
Krytyk muzyczny
Dołączył: 31 Sty 2013
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Artysta
|
Wysłany: Sob 21:50, 23 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Na razie tylko oglądnąłem szybko. Interpunkcja, itp. jest OK. Teraz nie mam czasu, ale składam Kubową Przysięgę, że przeczytam i skomentuję.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
FatNigga
Wyjec Rynkowy
Dołączył: 04 Mar 2013
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: WWA Płeć: Artysta
|
Wysłany: Sob 21:53, 23 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
No to miło. Ogólnie to może być trochę błędów. Literówki itp. Nie lubię sprawdzać, a jak już sprawdzam to coś mi zawsze umyka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
N.
Killer dla uszów
Dołączył: 19 Sty 2013
Posty: 306
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Piekło Płeć: Artystka
|
Wysłany: Nie 20:58, 24 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Czytałam już dawno, czytałam teraz.. i cóż mówić, czekam na więcej. Wiesz, że lubię Twoje opowiadania... no kurde, nie mam weny. Mam nadzieję, że dobrze to rozwiniesz, zaskoczysz mnie czymś i będzie trochę krwi. XD
No, pisz.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kuba
Krytyk muzyczny
Dołączył: 31 Sty 2013
Posty: 309
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Artysta
|
Wysłany: Nie 13:10, 31 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Fajnie piszesz. Czasem były jakieś powtórzenia, ale to takie błędy stylistyczne.
Jakieś literówki też się zdarzały, ale jak powiedziałeś, nie lubisz sprawdzać.
"Mimo, że było duszno, a zmęczenie dawało im się coraz bardziej we znaki z każdym krokiem [...]"
Trochę tego dla mnie za dużo, usunąłbym 'z każdym krokiem'.
"- Jedyny rozgarnięty – mruknął czarnowłosy chłopak robiący za przewodnika. – Chodźcie. Przedarli się przez krzaki i nagle zrobiło się ciemniej."
Czyżbyś zapomniał myślnika?
"Trwa nie była bardzo wysoka."
Hm... Ciekawe co to?
"Uznali, że byłoby o wiele przyjemniej, gdyby był środek dnia i świeciło słońce. Postanowili, że lepiej już wyjść z wody, aby rozstawić namioty i rozpalić ognisko zanim zapadnie zmrok."
Brakuje mi jakiegoś przysłówka informującego o czasie albo jeszcze jednego zdania, np."Chwilę się pochlapali...".
"Zapali dwie i rzucili na stosik."
Chyba 'zapalili'.
"Czasem ciężko było rozpoznać emocje, które towarzyszyło cichemu młodzieńcowi."
Towarzyszyły.
"Wielkolud wzruszył ramionami i nic nie powiedział. Siedzieli w ciszy, wsłuchując się w leśne odgłosy, dopóki ich uszy nie wyłowili dziwnego, niepokojącego dźwięku."
Wyłowiły.
"Eric poświecił latarkę na swojego brata latarką, tak, że ten musiał zasłonić oczy dłonią."
Przed 'że' nie ma przecinka.
No to pisz dalej. Czekam na więcej.
K.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kuba dnia Nie 13:12, 31 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|